Znów Wam opowiem o swojej pracy, ale wcześniej wytłumaczę gdzie mieszkam.
Żyję w Warszawie. Mam tylko 15 minut do centrum, lecz miejsce w którym mieszkam, to coś jak wieś. Nie…to jest wieś…w mieście :] Taka enklawa.
Znajdują się tu domy, które pobudowali ludzie jakieś 5, 4 lata temu, nowoczesne i ładne, są też chałupy, które stały tu już przed wojną, lub powstały tuż po wojnie, albo trzeci rodzaj, mieszanka. Czyli taki dom sprzed wojny został odnowiony i rozbudowany (czyli tak jak mój;] ). Nikt w tym miejscu jeszcze nie wybudował osiedli, gdyż wszyscy boją się, że jest tu dużo zanieczyszczeń, bo to miejsce jest blisko elektrowni. Gówno prawda. Przez to, że elektrownia ma wysokie kominy, dym z tymi szkodliwymi substancjami jest wywalany na dużą odległość i spada o wiele dalej.
Moja rodzina mieszka tu od czterech pokoleń(dobrze policzyłam? Czterech?). Mój pra pra dziadek był chmielarzem (oo tak, ma się te „piwne” korzenie ;p) i mieszkał pod Krakowem. Pewnego dnia przyjechał Hrabia Branicki i spróbował jego piwa, tak mu posmakowało, że zabrał go ze sobą tu, do „Warszawy” (wtedy to nie była jeszcze Warszawa, tylko wieś), aby robił dla niego piwo.
Taka historyjka jest przekazywana u mnie w rodzinie, z pokolenia na pokolenie.
Wsią to, to miejsce jest nadal, z wyjątkiem tego, że do centrum jest bliziutko.
W każdą niedzielę (jak to na wsi) wszyscy ruszają tyłki z domów na mszę. Większość przychodzi na 11:00.
Podczas mszy,Ksiądz zza ambony rozgląda się po kościele i wychacza, kogo nie ma, kto jest, a czy może przyszedł ktoś nowy (co się rzadko zdarza). W wakacje, zazwyczaj grzmi podczas kazania „Ludzie robią sobie wakacje, biorą urlopy i przestają do kościoła chodzić! Od Pana Boga nie można sobie wakacji zrobić! „
Tak jak jest opisane w zakładce „o mnie” , on bardzo dobrze zna moich rodziców i objeżdża mnie gdy nie przyjdę do kościoła i kabluje starym.
Tutaj, każdy zna każdego.
Nawet listonosz rozwozi pocztę na rowerze i każdy go zna.
W całej tej wsi są tylko 2 sklepy.Na szczęście jeden z nich, jest zaraz obok mojego domu.
Tak jak mówiłam, pracuję na plebanii. Trwa remont wierzy. Od dwóch dni przyłazi tu jakiś robol. Non stop prosi mnie o swój numer telefonu albo” naszą-klasę”!
Dżius Krajzler!
Pierwszego dnia, gdy się przedstawił („Wiesiek jestem”) i podałam mu rękę, stwierdził, że mam delikatne dłonie („o jakie delikatne paluszki masz”). Po czym zaczął mnie podrywać.
Bez przerwy tu przychodzi i gada, prosi o numer telefonu itd.
A najbardziej wkurwia mnie w nim to, że sam nie zapoda tematu, tylko co 5 sekund pyta się „i co powiesz”. Fuck!
Nic kurwa, nic Ci nie powiem,a teraz spierdalaj!
Fuck, szlak mnie trafia, bo nie powiem mu tego. Zbyt dobrze mnie wychowali.
Powiedział, że poczeka na mnie po pracy o.0 <panika>
Ale mam plan, jak go uniknąć. Po pierwsze, nakablowałam na niego ks. Bohdanowi, który poszedł do szefa tego kolesia i powiedział, że przeszkadza tu w pracy, ale Wiesiu zaraz przyleciał, powiedział, że on wie, że ja udaje niedostępną( „Ja wiem, ze Ty udajesz…jak to się mówi? Aaaaa, niedostępną, kobiety to lubią, w sumie mężczyźni też…”) po czym stwierdził że poczeka na mnie po pracy.
Lecz, babcie, które stały obok, (moherowe oczywiście, które przyszły na kółko różańcowe), gdy tylko Wiesiu wyszedł , wyraziły swoje głębokie współczucie, nad tym, że zarywa do mnie taki przypał i powiedziały mi, ze mają klucze do Kościoła (wow!!!) i że mnie wypuszczą przez kościół (oł yeee, oł yeeee, yeaaah), jeśli oczywiście chcę. Z miejsca się zgodziłam i im podziękowałam ;>
Dla nie wtajemniczonych, plebania jest połączona z kościołem 🙂 Chodziłam tu do szkoły, to znam każdy zakamarek ;]
Tak więc, gdy Wiesiek będzie stał przed moją pracą, ja już dawno, wyląduje na kanapie przed TV ;>
Poza Wieśkiem, nic ciekawego się już nie wydarzyło. Aha! Byłam u ks. Zbyszka. Taki niepełno sprawny ksiądz, który w ogóle nie wychodzi ze swojego pokoju. Zawsze dzwoni do recepcji i rozmawia ze mną kilka minut. Sympatyczny i uprzejmy. Dziś go pierwszy raz w życiu zobaczyłam. Zaniosłam mu maliny z mojego ogródka. Bardzo się cieszył, bo mało kto go odwiedza i zazwyczaj siedzi tam sam.
Niby obowiązuje tam klauzula, ale ja tam wchodzić mogę ;]
kilka minut później
Właśnie przyjechał nowy ksiądz. Strasznie się naszarpałam, bo przenosiłam jego pudła kartonowe z butami, ubraniami, książkami itd. Kiedyś jako diakon uczył mnie religii. Strasznie rozrabiałam na jego lekcjach ] :> wszystkie liścicki rzucałam ja. Odrazu jak mnie zobaczył to sobie przypomniał ;p „Och nie! To Ty! Ta od liścików!” „A jakże 😀 Prze ksiedza… ”
Pisałam tą notke pół godziny, bo co chwilę ktoś przerywał itd. Jeszcze tylko godzina do końca roboty. A teraz, życzę Wam miłego dnia.
Gosiek
Dodaj komentarz